Bardzo niebezpieczna książka. Nie wiem, ile przez nią przytyłem. Dopiero wyprawa do wedlowskiej pijalni czekolady na jakiś czas wstrzymała kompulsywne przechadzki po kolejną tabliczkę czekolady. Na szczęście książkę się świetnie czyta, więc obżarstwo trwało stosunkowo krótko. To jedna strona tej książki. Druga, to jest to, co ja najbardziej lubię: soczyste fakty wynikające z solidnej kwerendy. Wykaz źródeł sprawia duże wrażenie. Mimo że Wedlowie to moi powinowaci (przez Angersteinów i Krenzów) dość dobrze rozpisani w drzewie, to z książki bardzo wiele się dowiedziałem o fabryce. No cóż, na ponad 50o. stronach można zmieścić dużo informacji.
No właśnie fabryce. Bo książka bardziej poświęcona jest fabryce niż ludziom. Ludzie głównie opowiadają o rozwoju i upadku firmy, mniej jest nich samych. Łukasz Garbal przyjął też konwencję niewnikania w relacje rodzinne, czy służbowe wymienianych osób.

Przykład z mojego bliższego rodzinnego podwórka. W rozdziale „Całą fabrykę zamieni w żłobek” wspomniane są Wanda Kotarbińska i doktor Jaroszewska. Autor nie wspomina, że panie były siostrami. Pochodziły z rodziny Baum należącej do kościoła ewangelicko-augsburskiego, tej samej parafii co Wedlowie. Wanda Kotarbińska to żona profesora Tadeusza Kotarbińskiego. Długoletnia i wpływowa lekarka w zakładach Wedla Jadwiga Jaroszewska była żoną dalej wspominanego tylko z nazwiska Tadeusza Jaroszewskiego. Dla mnie ważne jest pokazanie relacji, jakie zachodzą pomiędzy występującymi postaciami. Czasami ukazują niektóre rzeczy w trochę innym świetle. Ale może rzeczywiście i tak na tych 500 stronach jest tak dużo faktów dotyczących fabryki, że nie warto roztrząsać spraw ludzkich.
Autor w pewien sposób tłumaczy swoją decyzję, zamieszczając na zakończenie uwagę metodologiczną: „Wedlowie i spokrewnione z nimi rodziny mają jeszcze tak wiele do opowiedzenia – i czekają na kolejnych przewodników, którym może uda się zrekonstruować także nieodnalezione fragmenty ich historii. Historii dowodzącej, że prawda jest ciekawsza od fikcji”.
Pisząc historię Wedlów Łukasz Garbal zwracał uwagę na tło historyczne, a szczególnie ekonomiczne. Jednak odczułem pewien niedosyt opisów związanych z Warszawą. Nawet rodowici Warszawiacy, którzy jednak nie są zafascynowani jej historią, będą mieli pewne problemy z zobrazowaniem sobie miejsc i okolic w opisywanych czasach. Szczególnie dotyczy to początkowego okresu działalności firmy. Dla mnie niedostatek tego historycznego warszawskiego tła jest największym mankamentem książki.
Zabrakło mi też warstwy graficznej w szczególnie w pierwszej części książki. Jest to typowa „blacha”, której uczono mnie, aby unikać. Nie ma też wielu zdjęć z kolekcji opakowań wedlowskich zgromadzonych w Muzeum Warszawy (do zobaczenia tutaj). Aczkolwiek nie wiem, jak nabycie praw do publikacji ich zdjęć wpłynęłoby na cenę książki. Też wypadałoby je wydrukować w kolorze, a to też podniosłoby koszt druku. Pewnie też te same względy przesądziły o braku portretu Emila Wedla z Muzeum Narodowego w Warszawie.

Wedlowie. Czekoladowe imperium Łukasz Garbal
Wydawnictwo Czarne

Wedlowie byli dla mojej rodziny ważni. W rodzinie się mówiło, że wystartowaliśmy w Warszawie rok po nich. Za to, na Kamionku Wedlowie byli później. Fabryka Geberów z Grochowa przeniosła się tam już w latach 20. Więc przede mną kolejna książka o Wedlach: Czekoladowa dynastia. Czas Karola. Jest to oparta na faktach powieść Teresy Moniki Rudzkiej. Nie jest to coś, co lubię, ale z obowiązku się poświęcę. O ile Wedlowie zajęli mi dwa dni, to w przypadku powieści obawiam się, że będę ją międlił do przyszłego roku.
I jeszcze jedno. Jak sam doświadczyłem, czytanie książki generuje obrót firmie Lotte Wedel. Dlaczego wobec tego nie zaangażowała się w promocję książki, dlaczego nie zauważyłem jej w pijalni czekolady? Jak już podjęto decyzję o wsparciu powstaniu książki przez firmę, to może warto by dalej pójść za ciosem?

Czekolada w płynie jest niesamowicie sycąca i rozgrzewająca, mnie zastąpiła obiad. Wspaniale też rozjaśniła mi smutny pochmurny dzień. A po wizycie w pijalni czekolady można było pójść na pobliski Cmentarz Kamionkowski odwiedzić 3 x Pradziadka Charlesa Emile Gebera i jego brata. Pomnik co prawda się nie zachował, ale gdzieś tam ich prochy są.
Z drugiej strony w pijalni spotkaliśmy panią z obsługi, z którą porozmawialiśmy o wydanych książkach na temat Wedlów i ich historii. Czy to akurat szczególny traf, czy też echo wyjątkowego doboru pracowników przez dawnych właścicieli?

Zupełnie na zakończenie: w książce Wedlowie znajduje się podziękowanie za moją pomoc przy wprowadzaniu w genealogię rodzinną. Jest one trochę na wyrost. Miło, że p. Łukasz Garbal wspomniał też o Piotrze Nojszewskim i Warszawskim Towarzystwie Genealogicznym, za udzielenie pewnej pomocy.
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi