Kontynuując serię wpisów o epoce napoleońskiej, nie mogłem sobie odmówić przyjemności o napisaniu, na w mojej opinii, najważniejszego piewcy epoki napoleońskiej. Wacław Gąsiorowski, bo o nim mowa, obok Waldemara Łysiaka, wywołał u mnie pasję okresem Księstwa Warszawskiego. Trylogię Gąsiorowskiego: Huragan, Rok 1809 oraz Szwoleżerowie gwardii pierwszy raz przeczytałem gdy miałem 11 lat (to było dawno temu) i niedawno znów z przyjemnością do tych książek wróciłem.

Gąsiorowski miał trochę pecha – okres rozkwitu jego twórczości przypadł pomiędzy dwoma wielkimi pisarzami: Sienkiewiczem i Żeromskim, pomiędzy Trylogią a Popiołami, między pozytywizmem a modernizmem. Może dlatego czyta się go pewnym trudem i jego trylogia coraz bardziej zapomniana. Nawet w popularnych e-księgarniach trylogia Gąsiorowskiego jest dostępna tylko jako ebooki.
Tym niemniej, jak ze zdumieniem odkryłem, że szeroko dostępna jest książka tego autora pt. „Królobójcy”. Została ona wydana w formie papierowej zarówno w 2002 jak i 2010 roku oraz wciąż oba wydania są dostępne w różnych księgarniach. A kolejny ebook został wydany w styczniu tego roku.
W większości przypadków reklamowana jest jako opowieść o krwawych morderstwach 26 carów, imperatorów rosyjskich i osobach z ich otoczenia. Rzeczywiście, krew leje się gęsto – tej książki zdecydowanie nie poleciłbym 11 latkowi. Co więcej, jak na tamte czasy (pierwsze wydanie w Paryżu w 1904 r.), książka może nawet mogła być uznana za półpornograficzną ze względu na stosunkowo dokładne przedstawienie łamania norm moralnych. I to właśnie sprawia, że książka powinna być lekturą obowiązkową genealogów. Może niezbyt jasno się wyraziłem, nie chodzi mi o samo łamanie norm moralnych, a ich wynik.
Bo wyniku okazuje się, jak ułudne jest gromadzenie przez nas aktów urodzenia. Z całej dynastii Romanowów, prawdziwej krwi Romanowów wystarczyło tylko na 3 pokolenia. Skończyło się na mężu Katarzyny II Wielkiej. Sama Katarzyna nie była Rosjanką, a Niemką i nawet oficjalnie nic nie miała wspólnego z panującą dynastią. Co prawda, jej mąż Piotr III miał co nieco krwi Romanowów po swoim dziadku Piotrze Wielkim, tylko że Piotr III nie miał dzieci z Katarzyną Wielką. To znaczy, oficjalnie, według metryk miał, ale prawdziwymi ojcami byli liczni kochankowie łącznie z naszym Stanisławem Poniatowskim. Ojcem następcy tronu po Katarzynie Wielkiej, Pawła I, mógł być Sergiej Sałtykow, a i to nie jest pewne. Wszyscy zakrzykną, że przecież nic dziwnego, bo Katarzyna II to było wyjątkowe ziółko. Ale przecież i jej mąż był trefny – Piotr III nie pochodził od męskiego potomka Piotra Wielkiego, których zabrakło, bo się wyrżnęli nawzajem. Piotr III, a właściwie to Karol Piotr Ulryk von Holstein-Gottorp z dynastii Oldenburg dopiero jak przybył do Rosji to zmienił imię na Piotr Fiodorowicz. Są również podejrzenia co do legalności potomków Pawła I gdyż fizycznie i psychicznie byli mało podobni do siebie.
Jak widać Rosji nie było sądzone mieć władców spośród rodaków. Pierwsze 200 lat byli pod panowaniem wikingów (dynastia Rurykowiczów), następnie przez ponad 200 lat składali hołd Mongołom i znów wrócili do potomków wikingów.
Po okresie wielkiej smuty przez chwilę panowali Rosjanie, ale jak widać, krwi Romanowów wystarczyło na 50 lat. Kolejne 200 lat byli znów pod panowaniem obcych – głównie potomków niemieckich książąt. Dopiero po śmierci Stalina (Gruzina i według legendy pół krwi Polaka) władzę przejął znów Rosjanin Nikita Chruszczow. Co prawda, można się sprzeczać czy Lenin był Rosjaninem, ale to już inna historia.
W Królobójcach wyraźnie widać jak w środowisku arystokracji rosyjskiej oficjalna genealogia zawodzi. Czy z naszymi przodkami, jest podobnie? Jestem przekonany, że nie. Normy były bardziej przestrzegane, a przedstawione w książce zachowanie władców Rosji to typowa degeneracja władzy w tym kraju. Tym niemniej, obecnie w poszukiwaniach genealogicznych koncentruje się na jak najdokładniejszym poznaniu przodków i sprawdzaniu, czy nie ma podobnych kwiatków. Tym niemniej dopiero większy postęp w badaniach genetycznych może czasami pozwolić uzyskać pewność.



W szkole historia była nudna, a wkuwanie genealogii dynastii Piasków i Jagiellonów pamiętam jako upiorne. A Wacław Gąsiorowski spowodował, że tzw. dynastia Romanowów łatwo wchodzi go głowy, mimo że sama książka jest „nieco” upiorna.
Jest jeszcze jeden powód, że lubię tego pisarza – Wacław Gąsiorowski po powrocie do Polski w 1930 roku osiedlił się niedaleko mojego miejsca zamieszkania – w Konstancinie, gdzie został w 1936 roku sołtysem.

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi