
Przez kilka lat stałem w miejscu z poszukiwaniami moich przodków Bromirskich i Przeradowskich. Nie oznacza to, że nic nie robiłem w tym kierunku, a wręcz przeciwnie, ale rezultatu w postaci odnalezienia kolejnych przodków nie było. Aż jednego dnia przeglądając bazę genealogiczną – genetekę … JEST! Jest akt ślubu Bromirski i Przeradowska.
Akt ten znalazł się w genetece dzięki dwóm dobrym duszkom: tytanowi indeksacji Bogumile Skrzypczak i Piotrowi Romanowskiemu znawcy Archiwum w Płocku. Bogumiła jest wolontariuszką posiadającą jeden z największych dorobków pod względem ilości zindeksowanych akt dla geneteki (tak ze 100 razy więcej niż ja), a Piotr fotografuje i dostarcza do indeksacji sumariusze, akty, a i czasami pomaga w uzyskaniu zdjęcia ze zindeksowanych metryk.
Miecznikówna różańska
Oprócz aktu ślubu znalazł się również akt urodzenia Małgorzaty Przeradowskiej oraz akt ślubu z tej samej miejscowości. Tylko że wszystkie te akty jak zwykle z XVIII i początku XIX wieku były po łacinie, a ja jeszcze mało w tym języku potrafię zdziałać. Są co prawda dostępne słowniki dla genealogów pozwalające co nieco ogarnąć, ale nie wszystko.
Udało mi się odczytać, że ślub w 1800 był zawarty pomiędzy urodzonymi Wincentym Bromirskim, kawalerem, zmijewskim parafianinem, a Małgorzatą Przeradowską, miecznikówną ziemi różańskiej, a świadkami byli Michał Przeradowski i Ignacy Nowodworski.
Ale, z chrztem Małgorzaty Przeradowskiej była o tyle kiepska sprawa, że odbył się w 1789 roku, czyli panna młoda miałaby 11 lat. Bez przesady! Chyba w tamtych czasach 11-letnie dziewczynki raczej już nie wychodziły za mąż. Ale w akcie chrztu stwierdzano, że Małgorzata Przeradowska była, córką Miecznika Ziemi Różańskiej Franciszka Przeradowskiego i Magdaleny Mikulskiej.
I za mąż także wychodziła miecznikówna i w chrzcie, więc pewnie jednak ta. Ale mieć taką młodą pra…prababkę!
Z powodu tej wątpliwości i tego, że jednak większej części aktu nie rozumiałem, poprosiłem więc kolejne osoby o pomoc w uzupełnieniu tłumaczenia, tym razem na portalu Forgen. Tam pomógł mi Bartek Małecki, odczytując, że panna w chwili chrztu miała 11 lat (Uff!) oraz rozczytując kolejny tajemny zapis jako „de cujus baptismo non fuit notitio, neque ex libris metrices baptizatorum, neque ex narratione parentum, neque ex famulis aut testibus”. Co oznacza: o której chrzcie nie było wiadomo, ani z ksiąg metrykalnych ochrzczonych, ani z opowiadania rodziców, ani od służących czy świadków. Nic dziwnego, że nie udało mi się odczytać, ponieważ według Bartka jest niezmiernie rzadko spotykany zapis. Takie chrzty warunkowe głównie zdarzały się w przypadku podrzuconego niemowlęcia. A tutaj jest 11-letnia córkę Wielmożnych Państwa!
Mnie co najmniej kilka razy zdarzyło mi się odnaleźć spóźnione chrzty i wśród moich przodków i gdy indeksowałem różne parafie, ale spóźnienie zwykle bywało z powodu wojny, powstania czy śmierci matki, gdy ojciec nie mógł sobie poradzić po jej odejściu. Ale w 1778 roku (roku urodzenia Małgorzaty) nie było wojny, było między rozbiorami (pierwszym i drugim), była zachowana ciągłość władzy na Mazowszu. Matce Magdaleny zmarło się około 1782 (4 lata po urodzinach córki), ale ojciec żył co najmniej do 1792, bo według strony Adama Pszczółkowskiego (obecnie już niedostępnej) Franciszek Przeradowski był urzędnikiem ziemskim w tym roku.
Więc spóźniony chrzest jest dziwnym wydarzeniem, ale w ostatecznie dla mnie szczęśliwym, bo ten akt się zachował.
W sumie dzięki pomocy wielu osób ze środowiska genealogicznego (o części nie wspomniałem) udało mi się ruszyć jedno pokolenie wstecz (dopisać do wywodu przodków jedno nazwisko), a przede wszystkim wyrwać z zaklętego kręgu w Łomży i poznać miejscowości pochodzenia Małgorzaty Przeradowskiej i Wincentego Bromierskiego.
Samopomoc genealogiczna

Z tego przykładu widać jak wzajemna pomoc genealogów jest niezbędna przy badaniach. Trochę żartobliwie to zjawisko nazwałem samopomocą genealogów, ale to tak funkcjonuje. Ja pomagam gdy mogę, ktoś mi pomaga, gdy ja staję bezradny. Bez tego sami daleko byśmy nie zajechali, a na pewno zajęłoby nam to dużo czasu. Czy każdy uzyska pomoc? Myślę, że tak. Czy zawsze? Nie, nie zawsze. Czasami zabraknie czasu, czy też na Facebooku nie dotrze wiadomość (nie widzimy wszak wszystkich zmian statusu – fb to ogranicza). A czasami jesteśmy tak zmęczeni namolnymi prośbami tych, którzy nic nie robią, że ich kolejną, setną prośbę ignorujemy.
Takie dzieła jak Geneteka istnieją dzięki dziesiątkom entuzjastów, którzy pro publico bono fotografują, indeksują, wstawiają indeksy do bazy. I nie trzeba być takim gigantem pracowitości jak Eliza Parcheniak – Genealog Roku 2013 mająca na swoim koncie ponad 400.000 zindeksowanych aktów (i obecnie nie jest to największa liczba indeksów dla Geneteki) oraz nie wiem ile setek tysięcy zdjęć aktów do indeksacji.
Są też dziesiątki osób indeksujących w swoim tempie, pomagający robić zdjęcia, tłumaczących akty dla użytkowników forów www.genealodzy.pl i www.forgen.pl z różnych języków, przywraca zdjęciom ich dawny blask i inne rzeczy w miarę swojego wolnego czasu. Ja na swoim koncie mam tylko niecałe 4.000 indeksów oraz dysponując trudno dostępną książką Roberta Bieleckiego „Szwoleżerowie Gwardii” przesyłam zainteresowanym informacje genealogiczne o osobach tam występujących. No i tu pisząc, staram się opisywać jak prowadzić niektóre poszukiwania.
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi