Opinie na temat serwisu genealogicznego MyHeritage (My Heritage ang. Moje dziedzictwo) są zróżnicowane. Część osób uważa, że to największe zło, dla wielu jest to najlepsze narzędzie do zapisywania drzew genealogicznych. Głównymi zarzutami jest odpłatność oraz dzielenie się z innymi osobami danymi i zdjęciami tam udostępnianymi. O zgrozo, do zdjęć i danych ma także dostęp firma, która opracowała ten serwis. Niektórzy podkreślają jeszcze, że na domiar złego firma jest Izraela.
W mojej opinii zaletą MyHeritage jest jeden z najlepszych (o ile nie najlepszy) interfejs wśród programów genealogicznych. Także możliwość odnalezienia na portalu wspólnych przodków z innymi użytkownikami serwisu jest propozycją nęcącą. Również interfejs serwisu My Heritage w części poświęconej badaniom DNA w mojej opinii jest jednym z najwygodniejszych (porównanie z Ancestry DNA).
Regulamin MyHeritage
Wiele zarzutów w stosunku do MyHeritage wynika z 3 czynników: nieznajomości regulaminu, nieprzestrzeganiu go i nieegzekwowaniu swoich praw. Użytkowników i chętnych do jego używania zachęcam przeczytania, przestrzegania i egzekwowania. Co prawda, to ostatnie w naszych warunkach jest stosunkowo trudne. Po pierwsze wymaga znajomości języka angielskiego, aby przeczytać regulamin, a następnie napisać do MyHeritage w celu wyegzekwowania swoich praw. Po drugie, udowodnienie niektórych rzeczy może być trudne. Natomiast, konsekwencją nieprzestrzegania regulaminu może być skasowanie konta. Jeżeli było ono opłacone, firma zwróci pieniądze.
Większość punktów regulaminu jest zgodna ze zdrowym rozsądkiem, polskim prawem (np. kodeksem cywilny, ochroną danych osobowych, prawami autorskimi).
Przykładowo, zabronione jest wykorzystywanie serwisu do udostępniania jakichkolwiek danych, które mogą naruszać prywatności lub ujawniać poufne informacji dotyczących innych osób. Jeżeli użytkownik chce je wpisać, to powinien wykorzystać udostępnione mechanizmy.
Na publikację zdjęć, adresów osób żyjących musimy uzyskać ich zgodę (lub ich opiekunów prawnych, jeżeli są nieletni).
Jeżeli jej nie mamy, to musimy zablokować swoje strony przed jakimkolwiek dostępem.

Co więcej, jeżeli ktokolwiek będzie sobie życzył usunięcia informacji o sobie lub bliskiej jej osoby, jesteśmy zobowiązani to uczynić. Inaczej zostanie to zrobione przez zarządzających serwisem i to niestety ze wszystkimi pozostałymi danymi. Wystarczy wysłać e-mail z informacją na adres privacy@myheritage.com i odczekać tydzień.
„Kradzież przodków”
MyHeritage zabrania kopiowania bez zgody właściciela drzewa informacji i zdjęć tam zawartych. Mówi o tym nie jeden punkt regulaminu, a co najmniej 2. Oczywiście niezastosowanie się do tego skutkuje zamknięciem konta. Jednak jak udowodnić, że to właśnie my dokonaliśmy danego odkrycia i zostało ono skopiowane? Do wielu danych mamy taki sam swobodny dostęp. Przykładowo Archiwa Państwowe są ogólnodostępne, a miliony dziesiątki milionów aktów łatwo można znaleźć dzięki indeksom takim, jakie na przykład oferuje np. Geneteka . Co więcej, MyHeritage oferuje usługę Instant Discoveries™, która za jednym naciśnięciem kopiuje 50 osób do naszego drzewka. Gdzie jest tu miejsce na zapytanie się właściciela o pozwolenie skopiowania?
Dawno przestałem zwracać uwagę, że ktoś kopiuje coś z mojego drzewa. Na początku denerwowało mnie to, bo stawia pod znakiem zapytania pożytki ze Smart Matching™. Obecnie jest już tyle kopii moich danych, że nie zwracam uwagi na komunikaty tej usługi. Skąd to wiem, że dane są moje? Proste: niektóre dane są z błędami. Czasami są to zwykłe pomyłki, czy stare dane. Bowiem czasem jak nawet jak zauważę, że się pomyliłem, to zostawiam tak, jak było. Powstają w ten sposób znaczniki (trudno sobie wyobrazić, że ktoś dokładnie w ten sam sposób się pomylił). A ja jako dyslektyk naprawdę robię bardzo dużo błędów (gdyby nie programy poprawiające ortografię i gramatykę, ten tekst byłby dla wielu nieczytelny).
Z prawem do zdjęć też nie jest tak prosto. Ochronie podlegają jedynie zdjęcia współczesne (prawo autorskie osobiste i majątkowe). Prawom autorskim nie podlegają materiały wytworzone przed powstaniem prawa.
Znacznie ściślejsze są reguły ochrony prywatności w części poświęconej badaniom DNA. Nic w tym dziwnego, są to dane wrażliwe żyjących osób. Tu MyHeritage zachowuje takie same standardy ochrony danych jak wszystkie inne tego typu serwisy genealogiczne.
Z tych wszystkich powodów MyHeritage nie traktuję jako podstawowe narzędzie do trzymania danych genealogicznych. Jednak lubię go wykorzystywać przy niektórych poszukiwaniach genealogicznych ze względu na najlepszy sposób prezentacji powiązań rodzinnych i ogólnie łatwość używania (fachowo nazywając user experience).
Darmowe programy genealogiczne
Polscy genealodzy są przyzwyczajeni, że wszystko jest za darmo. Nawet odesłanie do stron państwowego archiwum, które przesyła skany za drobną, kilkuzłotową opłatą może spotkać z zarzutem komercjalizacji działania. Dlatego też wśród programów genealogicznych króluje darmowy Ahnenblatt.
Dla nowych użytkowników MyHeritage jest bezpłatny do 250 osób w drzewie. Można co prawda rozbijać swoje drzewo na oddzielne witryny, dochodząc w każdej do 250 osób. Jednak to już nie jest to samo. Część starych użytkowników, którzy byli użytkownikami serwisów Moi Krewni (między innymi polska wersja niemieckiej usługi) i potem bliscy.pl (Moi Bliscy należący wcześniej do Wirtualnej Polski) nie ma ograniczeń w wielkości drzewa, ale to jedyna różnica w porównaniu z darmowym kontem.
Strategia MyHeritage polega na tym, aby zaczynając przygodę z genealogią, zrobił to wraz z nimi. Dlatego użytkowanie serwisu jest tak przyjemne. Firma dba, aby był najlepszy — ma całkiem duży zespół informatyków pracujących nad jego rozwojem. Zespół ten znajduje się niestety w Kijowie (w Polsce pewnie było za drogo). W sumie MyHeritage zatrudnia pół tysiąca osób. A jest na czym pracować: oprogramowanie w 2016 roku musiało skutecznie obsługiwać: 90 milionów użytkowników, 30 milionów drzew zawierających 3 miliardy osób i 8 miliardów dokumentów. Dziś (połowa 2019 roku) jest to 106 milionów użytkowników, 3,5 miliarda osób w drzewach, 9,8 miliarda archiwalnych rekordów. Serwis ma 42 wersje językowe.
MyHeritage jest własnością firmy inwestującej w startupy, czyli prawdopodobnie nie jest jeszcze działalnością przynosząca zyski lub te zyski na razie nie są znaczące. Może się to zmieni wraz z rosnącym segmentem badań DNA do celów genealogicznych oraz zdrowotnych.
Dlaczego lubię MyHeritage
Dla mnie najważniejszą cechą użytkową jest to, że na ekranie roboczym widzę wiele osób i są to nie tylko przodkowie i potomkowie, ale też linie boczne. Niewiele programów to oferuje. Wśród mających taka możliwość znam tylko jeszcze jeden darmowy i jeden płatny. Aby zobaczyć kuzyna, trzeba się naklikać: przełączyć w tryb wyświetlania, przejść po drzewku lub wyszukać.

Inne użyteczne funkcje są dostępne w większej liczbie programów, ale nie występują łącznie i są równie wygodne (ale mogłyby być).
Na przykład linia czasowa (timeline) dla każdej osoby oraz mapy są bardzo przydatne podczas poszukiwań. Można z nich starać się wywnioskować, gdzie i kiedy należy szukać kolejnych informacji. Tego jeszcze nikt nie zrobił w ten sposób, aby było blisko ideału, ale MyHeritage jest najbliżej moich oczekiwań. Marzyłoby mi się uzyskać trasę, jaką przemieszczała się badana osoba, ale jak na razie muszę sobie to sam narysować w innym programie i to wcale nie genealogicznym. Natomiast historię osób opisuję na blogu. Dla porównania to, co wpisałem w serwisie na temat mojej Babci i na blogu

Wydruk drzewka do celów badawczych czy poznawczych zawsze robię sobie z programu Ahnenblatt. Uważam, że jest najbardziej czytelny. Podejrzewam jednak, że obrazek na ścianę w celach dekoracyjnych i pokazywania znajomym wydrukowałbym sobie właśnie z MyHeritage. Jest po prostu ładniejszy.
Praca zespołowa
Podstawową różnicą pomiędzy serwisami genealogicznymi a programami na komputerze jest możliwość wprowadzania danych przez wiele osób jednocześnie. Z jednej strony nie trzeba mozolnie wyciągać informacji od rodziny. Z drugiej strony nie ma się pełniej kontroli nad danymi. Bardzo by się przydały mechanizmy doskonale znane programistom z MyHeritage, które stosują przy budowaniu serwisu: informacja kto, kiedy i jakie dane wprowadził i zmienił.
Bo o pomyłkę bardzo łatwo. W MyHeritage nie ma kontroli czy dana osoba już została wprowadzona (np. Ahnenblatt się dopytuje czy wprowadzić nową osobę o takim samym imieniu i Nazwisku jak już istniejąca). O takie pomyłki bardzo łatwo jak się pracuje nad rodzinami gęsto skoligaconymi (zjawisko ubytku przodków, endogamia). Brak takiej kontroli powoduje duplikację rekordów i deformuje drzewo. Nie jest to tylko efekt radosnej twórczości niedoświadczonych osób, ale wystarczy chwila nieuwagi.
Opcje umożliwiające podpięcie danej osoby, do już istniejącej są niejako ukryte. Trzeba wejść w menu Więcej i wybrać Połącz z inną osobą. W menu tym znajduje się także polecenie usunięcia osoby z drzewa. Znalezienie tych opcji przysparza niektórym nieco kłopotu.

Podsumowanie
W mojej opinii MyHeritage jest super wygodny szczególnie dla początkujących genealogów i dla nich jest darmowy. Niestety, do dobrego człowiek łatwo się przywiązuje, a stosunkowo wysoka cena abonamentu (szczególnie dla biedniejszej części Europy) odstręcza od dalszego użycia. Ta sytuacja wywołuje frustrację i niechęć. Natomiast zbudowanie i utrzymanie takiego serwisu sporo kosztuje. Ktoś musi za to zapłacić.
MyHeritage ma także konflikt interesów. Z jednej strony powinien dbać o własność intelektualną, prawa autorskie swoich użytkowników, z drugiej strony wymiana informacji jest jedną z sił tego serwisu. Obawiam się, że MyHeritage nie do końca odpowiednio wyważyło te dwie siły. Może lepiej robi to Ancestry? Tam dostęp do niemal do wszystkich informacji jest płatny i to może nieco zmniejsza zjawisko „kradzieży przodków”.
Czyją firmą jest MyHeritage?
I na koniec coś dla tych, którzy obawiają się, że wpisanie informacji genealogicznych na portalu należącym do firmy z Izraela skończy się przekazaniem ich do Mosadu. Powinni oni sobie zdawać sprawę, że jeżeli mieli coś na swoim komputerze wartościowego dla jakiegokolwiek wywiadu, to oni już to od dawna mają.
Również twierdzenie, że MyHeritage jest firmą izraelską, jest nieco ryzykowne. Prawdą jest, że siedziba firmy mieści się w Izraelu (miasto Or Yehuda w dystrykcie Tel Aviv). Prawda jest również, że założyciel firmy i jej szef to obywatel Izraela. Natomiast w firmę zainwestowało kilka wielkich amerykańskich funduszy inwestycyjnych i one są faktycznymi właścicielami firmy. Jeden z funduszy Index Ventures jest między innymi współudziałowcem Facebooka, Skype, Slack, Dropbox, drugi Bessemer Venture Partners zainwestowało w Pinterest, Shopify, LinkedIn. Wydaje mi się też, że większość z 500 pracowników MyHeritage została zatrudniona na Ukrainie, są to informatycy rozwijający serwis. W Izraelu zaś pracuje zaledwie kilkadziesiąt osób.
Jako ciekawostkę warto podać, że znaczną część Ancestry jest posiadana przez fundusz inwestycyjny Permira, który ma siedzibę w Wielkiej Brytanii. Drugim inwestorem jest Spectrum Equity z siedzibą w USA.
Na zakończenie woda na młyn wszelkich przeciwników umieszczania drzew genealogicznych w Internecie O’Leary, DE. DNA Mining and genealogical information systems: not just for finding family ethnicity. Intell Sys Acc Fin Mgmt. 2018; 25: 190– 196. https://doi.org/10.1002/isaf.1439
oraz
Alexander Lang, Florian Winkler, Co-constructing ancestry through direct-to-consumer genetic testing, TATuP – Journal for Technology Assessment in Theory and Practice, 30 (2), pp. 30-35. https://irihs.ihs.ac.at/id/eprint/5817/1/Lang-Winkler-2021-co-constructing-ancestry-through-direct-to-consumer-genetic-testing.pdf

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi