Po oficjalnym, suchym i mam nadzieje, że zbliżonym do naukowego opisie życia Jana Gebera, chciałem zrobić wprawkę literacka na temat Charlesa Gebera. Dzięki temu zrozumiałem jak trudno napisać rzetelną powieść historyczną. Miało to mniej więcej brzmieć tak (szkic).
Wieczorem 22 stycznia 1864 roku na Dworcu Wiedeńskim z pociągu wysiadło dwu mężczyzn w średnim wieku. Nim wyszli z budynku dworca, podszedł do nich starszy człowiek i zaczął wypytywać kim są i dokąd się udają. Starszy z mężczyzn chropowatą polszczyzną odpowiedział krótko: Geber Karol i Judlin Józef Farbiarze z Paryża. Podał też liczbę 451. Przekazana informacja znalazła się następnego dnia w Kurierze Warszawskim [1].
Po wyjściu z budynku ogarnął ich mróz. Z dworca leżącego przy skrzyżowaniu Alei Jerozolimskich i ulicy Marszałkowskiej Judlin kazał jechać rozświetloną Marszałkowską. Powinni skręcić dopiero w Królewską, aby pokazać przybyszowi Warszawę z jak najlepszej strony, ale Judlin zaordynował jazdę wąską Świętokrzyską. Dzięki temu w Krakowskie Przedmieście wjechali na jej samym początku i Charles Geber mógł zobaczyć Dom Grodzickiego (Krakowskie przedmieście 7). Znajdujący się tam Magazyn mód, negliżeri i nowości Pani Elsner był znany w całej Warszawie, a jego wystawa robiła na każdym wrażenie szczególnie wieczorem dzięki pięknemu oświetleniu, rozlicznych kosmetyków i modnych nowości (prawdopodobnie był to pierwowzór sklepu Wokulskiego). Tuż obok magazynu mieścił się nowy sklep (punkt przyjęć) Judlina.
W końcu dojechali do Placu Zamkowego i zatrzymali się przed kamienicą Roeslera i Hurtiga, gdzie od kilku lat mieszkali Judlinowie (tajemniczy numer 451 podany do Kuriera Warszawskiego oznaczał numer hipoteczny tego budynku). Kamienica lata swojej świetności miała już za sobą – w końcówce XVIII wieku była uznawana za najdroższy i najbardziej luksusowy obiekt handlowych w Warszawie. Jednak po bankructwie wspólników na sam koniec wieku, trochę podupadła. Tym niemniej wciąż przejście przez jej pasaż handlowy było jedynym łącznikiem pomiędzy Krakowskim Przedmieściem i ulicą Miodową (obecny istniejący kawałek Miodowej był zabudowany do 1888 roku).
W mieszkaniu czekała na nich nie tylko żona Józefa, a siostra Charlesa, Barbara Geber zwana w domu Babet, ale także najstarszy brat Józef. Nie widzieli się od prawie 10 lat, więc opowieściom nie było końca. Charles, który w zastępstwie najmłodszego brata, poszedł na 8 lat do wojska, ze swadą opowiadał o swojej służbie dla Cesarza Napoleona III, a warszawiacy dzielili się doświadczeniami z życia w swojej nowej ojczyźnie. Szczególnie Józef Geber wsiąkł całkowicie w lokalną społeczność. Był żonaty z Polką[2], a córki [3][4] nosiły już polskie imiona.

Ciężko było wstać następnego dnia, ale wczesnym rankiem trzeba było udać się do Grochowa, gdzie od świtu trwała praca w Farbiarni Parowej i Pralni Chemicznej Judlina. Przejeżdżając Wisłę z żalem patrzyli na daleki wciąż do ukończenia most Kiebedzia, a podobno miał być oddany do użytkowania już tej wiosny. Nadchodziła odwilż, lody mogły ruszyć lada chwila, więc Judlin jadąc stojącym jeszcze mostem łyżwowym, z niepokojem popatrzył się na rzekę. Martwił się utrudnieniami w dostawach do i ze swoich zakładów znajdujących się na praskim brzegu. Cały czas myślał, czy nie za bardzo ryzykował uruchamiając swój zakład w Grochowie? Może jednak należało zostać po Warszawskiej stronie Wisły?

data powstania zdjęcia: [1890-1899] M. Pusch.
Każde zdanie zawiera jakąś informację o styczniowych dniach 1864 roku. Okazało się, że do porządnego napisania nawet tak króciutkiego tekstu jest potrzebna niesamowita liczba informacji i wiedzy o ówczesnej Warszawie.
Pierwsze pytanie, na które nie potrafię odpowiedzieć to, o której mógł przyjechać pociąg, którym jechali. Rano? Wieczorem? A ile w ogóle wtedy przyjeżdżało pociągów na ten dworzec? Może było wiele możliwości i mógłbym sobie coś dobrać wedle swojego uznania. A może tylko jeden?
Kolejne pytanie, to jak zbierano informacje o przyjeżdżających pasażerach? Dwa dni szperałem w Czytelni im. W. Bartoszewskiego (Varsaviana) na Koszykowej przeglądając książki o wydawcach warszawskich gazet i nic. Gdzieś znalazłem tylko fragment sugerujący, że było coś na kształt agencji sprzedającej informacje o wydarzeniach do gazet warszawskich. Ale czy to byli młodzi ludzie czy też starsze osoby? Czy czekali na peronie czy w drzwiach dworca? A może był to jakiś pracownik kolei co sobie dorabiał?
Kolejne zdanie i kolejny problem – z pogodą. Co prawda codziennie Kurier Warszawski podawał temperaturę, ale czy padało, czy niebo było bezchmurne to już nie. Więc udało mi się odnaleźć, że temperatura w Warszawie 22 stycznia wynosiła -5 stopni, a następnego dnia przyszła odwilż. Ale czy leżał śnieg, tego już nie wiem. Jechali saniami, czy też koła turkotały o bruk? Oprócz wątpliwości o porze dnia, warunków atmosferycznych musiałbym odświeżyć sobie, w którym roku je wybrukowano, gdzie i kiedy było oświetlenie.
Kamienica Roeslera i Hurtiga jest opisana nawet w Wikipedii, ale czy gdzieś uda mi się znaleźć opis jej stanu w 1862 roku? Nadal była takim luksusowym miejscem? Czy może jej blask nieco lub bardzo przygasł?
Na zakończenie zupełnie mnie przeraził opis przeprawy przez Wisłę. Mostu Kierbedzia jeszcze nie było (wyczytałem, że miał być oddany na wiosnę), a most łyżwowy był rozbierany na zimę. Po wnikliwym przejrzeniu prasy okazało, się że nie zupełnie z tym mostem łyżwowym tak było – stał zimą, ale rozbierano go, dopiero gdy miały ruszyć lody:
Kurjer Warszawski r44 nr 46 z 26 lutego 1864 donosił: „Wczoraj o godzinie 3ej z południa rozsadzano lody na Wiśle prochem, zapobiegając uszkodzeniu mostów, w razie raptownego pękania lodów. Użyto do tego 46 cylindrów z podwójnej tektury smołowcowej, wewnątrz jeszcze smołą wylanych, i napełnionych prochem w ilości od 8 do 12 funtów. Cylindry takowe technicznie fugasami zwane, rozstawione były w trzech miejscach na przestrzeni lodu, między dawnym a tymczasowym mostem od strony Warszawy, i były połączone drutem z baterją elektryczną o sile 75 elementów, na moście tymczasowym umieszczoną. Iskra z stosu volty wy dobyta, zapalała proch w cylindrach. Piękny był widok wybuchu jak śród kłębów dymu, z hukiem wzlatywały w powietrze na kilka piętrową wysokość ogromne kawały lodu. Cała ta czynność dokonywaną była przez oddział Saperów pod wodzą Oficerów tejże broni, i dziś również o tejże porze ma być powtarzaną.
Otrzymano drogą telegraficzną wiadomość, że na Wiśle pod Krakowem, lody całem korytem rzeki ruszyły dnia wczorajszego o godzinie 2ej w południe, przy stanie wody stóp 9 nad zero. Skutkiem tego, most łyżwowy pod Warszawą w nocy dzisiejszej, rozebrany zostanie. Dziś stan wody na Wiśle pod Warszawą jest stóp 7 cali 0.”

Album widoków i okolic Warszawy – Most łyżwowy
Jak ważne dla życia mieszkańców Warszawy była przeprawa pokazuje, że informacje o moście ukazywało się jeszcze przez następne kilka dni. Następnego dnia zakomunikowano, że o godzinie 6 rano, rozpoczęto rozbieranie mostu łyżwowego. Mieszkańcy mogli przechodzić mostem tymczasowym dla pieszych, oraz uruchomiono przeprawę promową dla furmanek.
Z kolei 2 marca opublikowano rozkaz Policji, w którym informowano, że mostem tymczasowym mogą przejeżdżać furmanki nie cięższe niż około 500 kilogramów, ale musiały zachować między sobą odstęp 50 metrów. Co więcej, nie mogły ich ciągnąć konie, a musiały być pchane przez ludzi. Lekkie bryczki pocztowe mogły przejechać zaprzężone w konie. Przez most mogły być też przeprowadzane zwierzęta, oprócz trzody chlewnej. Widać, że most tymczasowy nie był taką sobie kładeczką, a całkiem solidną konstrukcją.
Ale nadal ciekawe jak się przeprawiali gdy ruszała kra!? Judlin przestawał wtedy przyjmować materiały do farbowania, czy wydłużał terminy?

Okazuje się, że do napisania krótkiego tekstu muszę poszukiwać informacji przez parę tygodni. Więc się poddaje, bo jeszcze nie dorosłem do napisania takiego tekstu, a za bardzo fantazjować nie potrafię. Jednak jestem inżynierem z wykształcenia i pochodzenia od 5 pokoleń.
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi