Wspomnienia, pamiętniki i cała literatura faktu, to wspaniałe źródła dla genealogów. Niektóre z nich staram się opisywać, są dostępne w zakładce Książki dla Genealogów. Na tzw. literaturę piękną już brakuje czasu. Zresztą, życie jest za krótkie, aby zajmować się fikcją, gdy tyle jeszcze jest do dowiedzenia się o tym, co się działo kiedyś i obecnie. Jednak kryminał z genealogią w tle? I to na dodatek pod patronatem Warszawskiego Towarzystwa Genealogicznego i firm genealogicznych? Czemu nie? Dlatego przeczytałem Dług krwi Grzegorza Gołębiowskiego.
Oczywiście sprawdzałem, czy może jest klucz w tej powieści. Genealog ma na imię Adam i rozpoczął pracę w Szkole Głównej Handlowej, ale szybko pochłonęła go genealogia. Hmm. Dobrze się zapowiadało, ale czy to jednak nie tylko zbieg okoliczności? Chyba tak, skoro książkowy Adam wierzy w jakieś teorie transgeneracyjne, ukrytym w genach przekazie rodzinnym.
Ciepło mi się zrobiło na sercu na umieszczenie kawalątka akcji w gmachu Elektroniki (teraz EiTI) Politechniki Warszawskiej czy wywody na temat Wikipedii. Z jednej strony w książce jest mnóstwo znanych mi miejsc czy tematów, ale obawiam się, że autorowi nie udało się uzyskać właściwego balansu pomiędzy określeniami stosowanymi w potocznej mowie a klarownością przekazu. Jakoś razi mnie stwierdzenie, że ktoś się umawia w Centrum Handlowym Arkadia. Warszawiak powie w Arkadii i wszystko jasne. Nikt na wydziale Elektroniki PW nie pomyśli, że ma zajęcia w Audytorium im. prof. Stanisława Ryżki, tylko po prostu w Ryszce. Co kilka stron takie sformułowania mnie wyrywały z miłej lektury.
W każdym kryminale oczywiście jest zagadka i przyznam się, nie zawiodłem się. Genealog nie jest figurantem w tej powieści, po coś się pojawia. Jednak zagadki genealogiczne, które fundują nam przodkowie, znacznie bardziej mnie fascynują. Na pewno jestem skrzywiony pod tym względem.
Mimo wszystko bardzo się cieszę, że środowisko genealogiczne objęło książkę patronatem. Przedstawiony w niej obraz genealoga jest znacznie bliższy prawdy, niż stereotyp funkcjonujący w społeczeństwie. Nie jest to zasuszony staruszek siedzący nad starymi papierami, a stosunkowo młody człowiek mający styczność z nowoczesnymi technologiami. Genealogia też to nie tylko akta metrykalne (rodził się, ożenił i zmarł), a poszukiwania znacznie większej liczby faktów z życia. Też to nie tylko spisywanie ich, a umiejętność łączenia niby niepowiązanych ze sobą wydarzeń w logiczną całość. Nie uważam czasu poświęconego na jego przeczytanie za zmarnowany.

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi